No i po raz kolejny zgrzeszyłem zaniechaniem. Jest to oczywiście chwyt retoryczny, w moim wypadku raczej o poczuciu grzechu (stety-niestety) nie ma mowy. Niemniej, czuję Wasz oddech na plecach i trochę to jest fajne a trochę mnie dręczy ta świadomość, że ktoś zagląda a tu nic, pusto, stare wpisy jedynie, zdezaktualizowane i pokryte kurzem nieco. Kurz na Internecie, gdybym umiał go ładnie opisać, ale nie potrafię. Nie na serwerach przecież. Sam Internet masę ma niewymownie małą, w sensie zawartości. Tu macie popularnie, acz przekonywująco. I przerażająco jakoś przy okazji.
http://technologie.gazeta.pl/internet/1,104530,10584580,Ile_wazy_internet__Mniej_wiecej_tyle__co_truskawka.html
Jak to fizycznie jest nicościowe. Nieważne, nie mam ochoty na świąteczno-noworoczne podsumowywanie. Nie bardzo rozumiem ten roczny cykl, któremu się trzeba podporządkować. Nie, jasne, rozumiem, pewnie, ale mimo to nie chcę.
Spędzanie Świąt głównie na czytaniu książek jest bardzo miłą czynnością. Nic nikt nie chce, nie ma konieczności wykonywania i mówienia różnych rzeczy bez przekonania, rutynowo, bo trzeba. Żadnego męczenia zwierząt, lepienia pierogów, itp. Uwierzcie, to nie dobra mina do złej gry, to szaleństwo, śpiew i taniec. Nieco. To spokój w oku świątecznego sformatowanego szaleństwa. Bardzo lubię. Nie czuję się samotny. Jest Zdziś. Dużo do czytania. Myśli. Ćwiczenie (udane) w niepamiętaniu. Równie udane ćwiczenie w wyobrażaniu przyszłości. Zapowiadającej się dobrze. Albo i bardzo.
Może dlatego nie pisałem? Wolałem pobyć całkiem sam. Pomyśleć. I dużo rozmów przez telefon, więc jednak nie tak bardzo sam.
Zdziś tym razem bardzo zwyczajnie.
Nothing else for me to say, jak napisał w jednej pięknej piosence Johnny Mercer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz