Po koncercie jest miło, wizyta w Zielonej Jadłodajni, przyjaźnie i jak powinno być. Rozmowy. Dobrzy goście, dobra sytuacja. Tu są oni https://www.facebook.com/pages/Zesp%C3%B3%C5%82-G%C3%B3wno/314703726119?fref=ts nagonili dobrej energii, lepiej się będzie pracować. Lubię koncerty w galerii, ich historia jest długa i w końcu musimy wydać to wydawnictwo z muzyką wszystkich, którzy tu kiedykolwiek występowali. Nawet chciałem popróbować tu sobie to przypomnieć, ale to riserczerska robota na kilka co najmniej wieczorów. Po jednym kawałku to i tak będzie kilka godzin. Nie o tym dziś miało być, ale pewnie już nie za długo będzie, bo późno, bo coraz mniej rozumiem z otoczenia. Coraz mniej zresztą rozumiem w ogóle. Słucham sobie Don't be late na Sptf jest tam ileś wersji, ale to wszystko jest jedno wykonanie. Chyba zapisywane z minimalną czasem różnicą obrotów na gramofonie, stąd różnice w tonacji minimalne no i też brzmienie zmienne. Ale w tle jest Lester Young i co chcieć więcej. I tak sobie myślę, że jakoś tam jestem obdarowany wielką ilością niezasłużonego szczęścia, że mogę sobie teraz słuchać tej piosenki, com ją przedtem bez przerwy odtwarzał na szpulowcu ZK-145. Trzeba było cofnąć taśmę w odpowiednie miejsce. No dobrze, był licznik.
Trochę już śpię, Don't be late jest w kółko niemożliwe do znudzenia. Zdzich po spacerze zmoczony mżawką i senny, zwinięty w idealny krąg podrzemuje w koszyku. Nie jest to może wszystko szczęście, ale jakiś uspakajający, chwilowy constans.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz