Temat przeszłości i wspomnień jest na tym blogu obecny w sposób jak na razie bardzo manifestacyjny. Trudno. Może za jakiś czas spojrzymy jasno w przyszłość a na razie znowu return.
Jutro, 20 sierpnia 2013 odbędzie się w poznańskiej galerii Arsenał kolejna dyskusja o planowanym jej zamknięciu jako instytucji kultury Poznania i ponownym otwarciu jako przedsięwzięcia? projektu? galerii? zarządzanej? przez organizację pozarządową. Nie wypowiadam się tu jako dyrektor innej instytucji miejskiej, ale (no dobrze - także) jako człowiek żywo zainteresowany kulturą swojego kraju. Funkcjonowaniem jego instytucji i jego polityką kulturalną, bo tak - uważam że Państwo ma obowiązek prowadzenia świadomej polityki kulturalnej. Może to nie jest neoliberalne, ale tak właśnie uważam.
Z poczucia obowiązku wziąłem udział w pierwszej dyskusji i wygłosiłem na niej może trochę zbyt emocjonalną wypowiedź, demagogiczną, a jakże. Przypomniałem licznie zgromadzonym i obficie spoconym historię sprzed ponad 30 lat. Galeria, którą teraz prowadzę, została jako jedyna w Polsce miejska galeria sztuki zlikwidowana w stanie wojennym, ewidentnie w akcie zemsty za Solidarnościową działalność dyrektora Wiesława Myszkiewicza i jego załogi. Dyrektor, który jak każdy wtedy dyrektor należał do PZPR, wystąpił z partii i to był powód bezpośredni. Po roku władza poszła po rozum do głowy i reaktywowała instytucję, myślę że z poczuciem wstydu.
Nie mogłem nie przywołać tego zdarzenia, bo podobieństwa są niestety uderzające. Tyle, że w wypadku Poznania długoletni dyrektor odszedł na emeryturę - z jakiegoś tajemniczego (he he) powodu to właśnie stało się sygnałem do likwidacji. Wszystko, co było potem, stawiam tezę, było już nieistotne. Nawet to nieszczęsne odwołanie konkursu. Wiara w konkursy jest, jak to wiara, niesprawdzalna. Nie twierdzę, że wszystkie konkursy są ustawiane, po prostu zawsze są jakieś preferencje, jacyś faworyci, jakieś interesy. To ludzkie, że się lobbuje, nie ukrywajmy tylko tego, mówmy wprost, myślę, że to lepiej służy demokracji, niż bezustanna ściema i niewymawianie nazwisk, o których i tak wszyscy wiedzą.
Parę osób mi życzliwych namawiało mnie na udział w tym konkursie, ale ja - i umówmy się, że to moja absolutnie genialna intuicja, a nie żadna wiedza tajemna - wiedziałem od samego początku, że ten konkurs ma już zwycięzcę. Nie, absolutnie nie sugeruję jakiejś nieuczciwości - po prostu są ludzie najlepsi, niezastąpieni, jedyni w swoim rodzaju i to oni powinni być dyrektorami. Ironia, która jest również autoironią, nie jest w tym momencie przypadkowa.
Nie powinienem już więcej brać udział w dyskusjach w mieście, w którym jest tak wielu ludzi, którzy tam pracują, starają się o jakość swoich działań, żyją i chcą żyć lepiej. Zostawiam im tę walkę, co najwyżej mogę się solidaryzować, podpisywać, argumentować, itp. Ale z prezydentami i radnymi nie mam prawa rozmawiać, bo to oni decydują o pieniądzach i sposobach ich wydawania a ja pracuję dla innego miasta. Także dla kultury Państwa i (przepraszam za emfazę, ale ja naprawdę tak myślę) Świata, w którym żyję, ale to nieco inna kwestia. Robię to co robię, najlepiej jak potrafię.
Nie mogę się jednak powstrzymać, w imię wiary, że to kultura stwarza świat, przed pewnym prostym przeliczeniem. Liczby będą trochę ogólne, życzenia nadmierne, ale wydźwięk, sądzę, zabawny. Załóżmy, że przebudowa stadionu futbolowego w Poznaniu była niezbędnie potrzebna, ale zamiast (liczby są różne, ja znalazłem taką) 639 milionów złotych, wydano by połowę tej sumy. W tej chwili budżet Arsenału, o wiele jak sądzę, za mały, to ok. 1 200 000 zł. Żeby taka instytucja w dużym europejskim mieście (to jest chyba w Europie, czy może jednak nie? - Jak mawiają starzy Wielkopolanie, Azja zaczyna się za Strzałkowem, więc chyba jednak jest - żart :) więc - funkcjonowała dobrze, dajmy jej 3 miliony. Za połowę kosztów budowy stadionu galeria mogłaby funkcjonować przez 106 lat. Nie dając podwyżek pracownikom i nie uwzględniając inflacji niestety.
Pytanie, co ważniejsze dla polityków - piłka czy sztuka jest oczywiście pytaniem retorycznym i wielokrotnie już usłyszeliśmy jedyną właściwą odpowiedź.
Dlatego nie pojadę do Poznania, choć z całego serca popieram nierówną walkę jaką toczy Karolina Sikorska i jej załoga z powszechnie czczoną juju, która za nieocenioną Wikipedią "musi być kulista sporządzona ze skóry lub innego dozwolonego materiału o obwodzie nie większym niż 70 cm i nie mniejszym niż 68 cm o masie nie przekraczającej 450 g i nie mniejszej niż 410 g, przy rozpoczęciu zawodów napompowana tak, że w jej wnętrzu panuje nadciśnienie od 0,6 do 1,1 atm. Zwyczajowo wykonywana jest z 32 skórzanych, pięcio- i sześciokątnych łat w kolorach czarnym i białym."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz