sobota, 24 sierpnia 2013

Nic ważnego w głowie

Nie powinienem dziś pisać dla Waszego i swojego dobra. Są takie dni, że nie powinno się robić nic znaczącego. Czytam ciągle jeszcze "Złoty notes" Doris Lessing o którym tu już pisałem. Trafiłem na passus dotyczący sfabrykowanego dziennika pewnego młodego człowieka. Był oczywiście parodią tego typu wynurzeń, od setek lat w różnej formie zalewających świat ludzi czytających. Zawstydziłem się sam - powinienem czym prędzej wykasować te posty, w który pojawiają się informacje typu "słucham Monteverdiego". Jeśli nawet naprawdę słuchałem, to jakie ma znaczenie sam fakt...? Ma podkreślać moje wyrafinowanie muzyczne? Czy może poziom wiedzy o muzyce lub zaawansowanie w jej percepcji? Żenada to jest tylko i smutek bardzo tropikalny. Przepraszam Was, na szczęście możecie już tu nigdy nie wrócić, albo wrócić po żenadę gorszą od tej, która pewnie Wam również się przydarza. To był dzień wzdychania
i zwieszania głowy w oczekiwaniu na nieuchronny rozwój wypadków. Było oczywiście kilka momentów jaśniejszych. Bardzo dobry tekst Karoliny Plinty o Adzie Karczmarczyk. http://www.ha.art.pl/felietony/3101-karolina-plinta-mistrzynie-tylu-3-ada-karczmarczyk.html
Mam kłopot z jej pracami, Plinta może mi i nie pomogła w tym kłopocie, ale dużą radością jest czytać coś tak jednocześnie obiektywnego i subiektywnego w jednym. Tak.
Wieczorem z Olą i Kawą na nowym Allenie. Nic nie napiszę, sami idźcie. Jest OK. Ani jednej piosenki Billie Holiday. A potem na koncert KSU. Trochę nie mogę tych odgrzewanych drgnięć młodości. Zawsze w takim momencie opowiadam zasłuchanej młodzieży w kręgu wokół ogniska (żarty) o koncercie w Krakowie, w Rotundzie, w roku 1982. Grali: WC, TZN Xenna, Deuter, może jeszcze ktoś. Charyzmatyczny Kelner. Prawda przekazu. Moc duża i przekonanie, że zaraz tu wejdą i nas wszystkich zabiją. Byłem wtedy spóźnionym o dekadę niekonsekwentnym hipisem, na punk wydawałem się sam sobie za stary. A byłem tylko za głupi.
Są takie dni, kiedy nie powinno się nie tylko pisać, ale także mówić, chodzić i żyć. To był właśnie taki dzień. O, skończył się prawie.
Pieśń na dziś nie słyszana od setek lat.
http://www.youtube.com/watch?v=f8dQ7IYBnnM

6 komentarzy:

Wojtek Wilczyk pisze...

To to Ty Wojtek też byłeś na tym koncercie w Rotundzie w 1982? A jak wspominasz WC?

GARGULCE pisze...

Kłopoty z Adą mnie nie dziwią, ale - Karczmarczyk, a nie Kaczmarek!

pozdrawiam
Plinta

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Plinta: Zaraz poprawiam, co za wtopa okropna. Moje kłopoty z nią się bardzo dawno zaczęły, jakoś były interesujące, męczące, dezorientujące. Coś w tym było pociągającego, ale też nie do końca poukładanego. Dobrze to opisałas, ambiwalencja i dualizm. Jeszcze raz gratuluję.
Wojtek: Byłem i do dziś pamiętam to uczucie nierzeczywistości i Jestem czołg. I basista grający cały koncert tyłem. WC chyba wtedy najbardziej mnie rozwaliło, ale Kelner był jak wielki magik, a taki młodziutki chłopiec. Jak zaśpiewał "Hitler's in the charts again" to jednak wymiotło totalnie.

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Wojtku, co prawda jednak nie wiedziałem wtedy, że to Exploited :)
Boże, jaka niezgoda wtedy we mnie była i jak bardzo nie umiałem tego opowiedzieć.

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Karolina, Wojtek: Czy jak już się tego nauczę, mogę zlinkować Wasze blogi? Nie rewanżujcie się, bo jeszcze nie wiem, co z tego mojego wyjdzie. Możemy umówić się na rewanż za rok, jak się będzie do czegokolwiek nadawało. Z wyrazami szacunku dla starszych sióstr i braci w blogu!

Wojtek Wilczyk pisze...

Kelnera nie pamiętam...
Ale WC! "Łazienka" i: "Ideały twe, pozabijaj je. Czas już czas pozabijać was".
Co do podlinkowania, to JASNE, ale chyba nawet nie trzeba o to pytać. POZDRO :)