piątek, 23 sierpnia 2013

Jeszcze raz w Paradyżu, jeszcze raz zbłądziłem

Paradyż po raz 3 w tym roku i po raz kolejny z tyłu za ołtarzem. A jadąc oczywiście pomyliłem drogę. Tym razem pojechałem gładką i prostą S3 na Gorzów. Jechało się tak miło, że się nie zorientowałem, że trzeba jednak na starą gorzowską. Cóż, jadąc zbyt szybko dotarłem prawie do Międzyrzecza, stamtąd zawróciłem, na szczęście to jakieś tylko 10 km było, ale już umiem się nie wściekać nawet na większe zbłądzenie. Jak miło się zmieniać :) Tuż przed Paradyżem droga wcina się w podłoże i biegnie pomiędzy dwoma wysokimi, zalesionymi skarpami. Wygląda to trochę tak, jakby było to miejsce strażnicze przed ewentualnym atakiem. I jakby co, można było obrzucić przeciwnika kamieniami albo i czym gorszym. Zapomniałem o tym miejscu a świat niedługo zapomni o miejscowościach leżących na tej drodze, bo nowa s3 jest jednak nowym niebywałym w tej okolicy luksusem. Jedynie Kaława i Nietoperek pewnie trochę lepie pofunkcjonują, bo czytelnikom spoza naszej okolicy z racji patriotyzmu lokalnego winienem zareklamować http://www.bunkry.pl/pl/index.html 
To absolutnie niezwykły objaw ludzkiego szaleństwa, żądzy zniszczenia i ogólnej głupoty. Na szczęście po latach bunkry służą już jedynie kontemplacji tych zjawisk. No jasne, wielu ludzi chodzi tam podziwiać tzw. geniusz inżynieryjny, ale większość, jak sądzę, podziela moje zadziwienie potęgą naszej gatunkowej ohydy.
Dawno temu Wojciech Olejniczak, autor fantastycznej książki o historii mało znanej a wartej przypomnienia http://www.zbaszyn1938.pl/zbaszyn/  zorganizował zbiorowe artystyczne zejście do bunkrów. Był Leszek Krutulski, Wojtek Zamiara, Darek Bujak, no i już nie pamiętam innych, przepraszam. Było malowanie, performowanie, medytacje i inne używki i deprywacja sensoryczna, której nigdy potem tak dojmująco nie przeżyłem. Gdzieś są zdjęcia.
Na koncercie jak zwykle siedziałem z tyłu, Bolette Roed http://www.muzykawraju.pl/wykonawcy/bolette-roed.html 
skarżyła się po swojej partii, że coś było nie tak, a ja przecież słyszałem tylko dźwięki absolutnie doskonałe. W tajemnicy jednak Wam powiem, że słyszę i zawsze słyszałem dość niefachowo. Zawsze zachwycał mnie, fakt, że ktoś umie. Może to głupie i naiwne, ale chyba jestem wymarzonym odbiorcą muzyki klasycznej.
Muzyka na dziś Was zaskoczy, ale staram się czasem nie banalnić. Jest to do pewnego stopnia zjawisko z branży. Dina Vierny była rosyjską galerzystką, działającą przez wiele lat w Paryżu. Nagrała kiedyś płytę z piosenkami "błatnymi", więziennymi i obozowymi czy raczej gułagowymi. Dał mi to kiedyś Zbyszek Walichnowski w postaci kasety, która potem zagrała mi moja córka. Misia produkowała wtedy z koleżanką program "Śmiech, śmiech, śmiech" i potrzebowała wielu kaset :). Nakrzyczałem na nią nie wiedząc, że wiele lat póżniej przy pomocy komputera w Internecie znajdę właściwie każdą piosenkę.
Prawie wszystkie piosenki z tej kasety znam na pamięć. Niektóre są anonimowe, ale ta ma autora - to Juz Aleszkowski, postać niezwykła. Zbywam temat "błatnych" a to historia na długie opowiadanie. Dla nieznających rosyjskiego krótkei streszczenie - narrator opowiada o znalezionym w śniegu (rzecz dzieje się w obozie na Kołymie) niedopałku z ustnikiem ze śladami szminki. W miejscu bez kobiet to wielki skarb. Znalezisko jest bodźcem do wspomnień o byłej narzeczonej. Jest tam absolutnie niezwykłe zdanie, które nieudolnie przetłumaczę. "Nawet po pijanemu nie kupisz biletu na samolot, żeby chociaż nade mną przelecieć." Warto czasem znać języki.

http://www.youtube.com/watch?v=3NkCMlf9-C0

Dobranoc. Państwu.

Brak komentarzy: