sobota, 17 sierpnia 2013

Woschożdienije.

"Wniebowstąpienie" Łarisy Szepit'ko to film, który przypomniałem sobie właściwie nie wiadomo czemu. Pewnie z chęci oglądnięcia czegoś tak naprawdę przygnębiającego :)
Nie udało się. Nie zasmucił mnie, raczej przeraził swoją skalą, siłą i wieloma wymiarami. Żaden tam ze mnie recenzent, więc nie będę się wymądrzał, sami zobaczcie. I nie polega to raczej na tym, że reżyserka zginęła w wypadku, nie kończąc rozpoczętego filmu Pożegnanie z Matiorą. Miała 41 lat, więc też żadna to młodość. Pełnia sił, jak to się niemądrze mówi.
Wniebowstąpienie jest filmem, który najczęściej opisuje się poprzez jego chrześcijańską wymowę, odniesienia do ikonografii prawosławnej i faktycznie, trudno to pominąć. Jeśli jeszcze dodać sakralną z ducha muzykę Alfreda Schnittke, to mamy powtórzenie Ofiary jak żywe. Jestem jak najdalszy od szukania tu innych interpretacji. Nawet, jeśli się jest daleko od tych znaczeń to i tak rozwala, bo jest o walce pomiędzy tym co w nas dobre a tym, co złe. Jest o samopoznaniu, bólu i ostateczności. Jest tam też Anatolij Sołonicyn, aktor Tarkowskiego. Jak myślę, czym może być aktorstwo, jako sztuka wmówienia Ci, że to co widzisz, jest naprawdę, to to jest mistrz. Albo inaczej, on tu nawet przestaje być aktorem, tylko jest wcieleniem. Jak w Stalkerze zupełnie.
Sypią mi się te banały z klawiatury, nijak się nie mając do tego, co widziałem a co rani do krwi. To jest taki film, który trzyma za gardło, nie dając odetchnąć i właściwie to Was przepraszam, że w ogóle o nim piszę. To tylko dlatego, że się chcę z Wami podzielić.
Po co właściwie zacząłem pisać tego bloga? Z niezrozumienia sytuacji, w której teraz jestem, z konieczności bycia wysłuchanym? Motywacji jest w tym świecie dużo pewnie. Tak naprawdę chcę, żeby to, co tu piszę dotarło tylko do tych, którzy chcą mnie posłuchać. Nic tu nie ma wzniosłego, mądrego ani wyjątkowego. Dokładnie to samo mógłbym Wam powiedzieć w zwykłej rozmowie. Zapomniałem zupełnie, że najważniejsze są zwykłe rozmowy, zwykłe sprawy, miejsce do życia, miłość.

Brak komentarzy: