piątek, 30 sierpnia 2013

Zapominanie i wyrzucanie - pić z Tobą colę

Kiedy się jest we Lwowie, kwestie zapominania, pamiętania, przejmowania i oddawania pojawiają się namacalnie i realnie. Przestają być abstrakcyjnymi pojęciami a każą myśleć o radykalnej zmianie jako, o wbrew pozorom częstym, elemencie życie jednostek. Nie mówię o tym w kontekście zmian w egzystencji całych zbiorowości, choć w takim mieście jak Lwów ((albo jak Wrocław, z którego całkiem niedawno przyjechałem), tak to właśnie wyglądało. Mówię tu o pojedynczym człowieku. Nie będzie teraz historiopolitycznego wywodu. Inni robili to i robią dużo lepiej. Chciałem się tylko podzielić małą refleksją o   zmianie jako zaprzestaniu. Punktem wyjścia miał być Frank O'Hara, ale to jednak bardzo afirmatywny wiersz. W ogóle przecież nie o zmianie tylko o cudownym constans. Powinienem go wyrzucić z tego tytułu, bo ja nie afirmuję, raczej staram się ocaleć w zamęcie zmiany. Niech już jednak zostanie, bo był w pewnym momencie moim najważniejszym poetą. W dodatku - z jednej strony, po pierwszym kontakcie z jego wierszami wywaliłem wszystkie swoje dotychczasowe do śmieci, napisane na nowo pod wpływem wylądowały tam niedługo potem.
Przez wiele lat pisałem wiersze, nikomu (no, zawsze to były pojedyncze osoby, więc jakby nikomu) ich nie pokazując. Nigdy (a coś o tym wiem, co znaczy dobry wiersz), nie były nawet poprawne. Były zawsze emocją, uczuciem, nieumiejetnością mówienia wprost, rozpaczą albo radością. Nie potrafiłem nigdy dodać do nich tej szczypty intelektu, która razem z emocją czyni dzieło. Do dziś mi się to nie udało i pewnie już nie uda. Dlatego teraz nie będę Was żenować jakimś potworem swojego pomieszania i nie będzie wiersza. Będzie coś, co miałoby nim być, gdybym umiał. W zawodach o najbardziej żałosne tłumaczenie SIĘ, właśnie zająłem pierwsze miejsce.
Naprawdę zacząłem to pisać i uwierzcie mi, jednak się nie dało.
Zostawiam pierwszy wers:

To wiem na pewno nie przez Cigacice

Jeśli nawet w końcu to napiszę do końca, to też wyląduje w śmietniku, jak wszystko to, co jest elementem terapii.
Jutro zajęcia, wiec idę spać w błogim przeświadczeniu, że wszystko pójdzie dobrze.


2 komentarze:

Magda Ujma pisze...

Wojtek, kwestia jazdy (lub nie) przez Cigacice wydaje mi się b. obiecująca, np. w pewnym czasie mój kolega Andrzej Niewiadomski, pisał o mijanym Niebylcu pod wpływem podróży do Krosna.

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Jak się jedzie na Poznań z Zielonej Góry starą drogą, to za miastem stoi zapomniana rzeźba Magdaleny Więcek. Byłą kiedyś idea takich rzeźb na rogatkach. Próbujemy załatwić przeniesienie jej do miasta, ale to jak na razie mało możliwe, nie ma środków. Kiedyś ją tu umieszczę, w sensie zdjęcia oczywiście.