No i jestem z powrotem. Strasznie dużo wrażeń się nazbierało, miałem napisać o kilku widzianych performansach, ale dziś to chyba średnio możliwe. Jechałem od 19.30 do 12 tutejszego czasu czyli minus godzina. Nawet mi się nie chce liczyć. Na granicy oczywiście kolejne refleksje na temat sensu granic, Unii, celników, pograniczników i ludzkiego upokorzenia. Każdy z ukraińskich pasażerów autobusu był dokładnie i publicznie przesłuchany, gdzie jedzie, po co jedzie, kto jest pracodawcą, czy kobieta czy mężczyzna, czy ma jego numer, za ile pracuje. Wszystkich puścili, ale miałem wrażenie, że to sztuka dla sztuki, że to wszystko jest tylko po to, żeby pokazać, kto rządzi. Po drodze czytałem "Stambuł" Pamuka, piękny i przygnębiający i wzorcowo pokazujący, jak można pisać o ojczyźnie przez pryzmat osobistego doświadczenia.
A oto i poczekalnia we Lwowie na dworcu Stryjskim, w której jest dużo miejsca i wi-fi. Byłem tam rok temu i wtedy wydawało się, że szczęście do mnie wraca.
Wczoraj przydarzyła m się jeszcze jedna przygoda lwowska. Kupowałem po raz kolejny smaczne bułki w pirożnej, którą miałem po drodze. Kiedy chciałem, będąc tam ostatni raz, sfotografować je dla Was, pani z kasy nakrzyczała na mnie, że nie wolno. Krzyczała na poważnie. W innych warunkach to bym się obrażał i krzyczał, ale tu, w tej ewidentnie poradzieckiej sytuacji tylko mnie to rozśmieszyło. Pani nie potrafiła powiedzieć, dlaczego - nie bo nie. Jak dawniej. No to tylko zdjęcia z zewnątrz :)
A to jeszcze jedno zdjęcie o dizajnie domowym - ławeczki ze starego regału na wysoki połysk. Przed domem, w którym mieszkałem.
Jeszcze chwila o warsztatach. Właściwie to dużo by mówić, na razie mamy nadzieję, że pojawi się trochę tekstów, inspirowanych naszymi rozmowami. W ostatni dzień wpadła do nas Alevtina i od razu zrobiło się optymistycznie.
Trochę skonany. Zdziś spokojnie śpi obok. Idę spotkać się z Ryszardem, który pomaga nam przy wystawie swoim znakomitym niemieckim oraz spokojem i opanowaniem. Na razie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz