Tak, moi Drodzy, zobowiązałem się do codziennego pisania. Nie wobec Was oczywiście, a wobec siebie. Trochę to było na wyrost, trochę rozumiem, że trzeba mieć bardzo dużo i bardzo ciekawego do powiedzenia, żeby to naprawdę miało sens. Nie zawsze się ma, cokolwiek. Dziś na przykład jest ten dzień. Można by powspominać, coś z dawnych czasów przytoczyć, jakiś link miły udostępnić a tu nic. Pustka. Po azjatyckiej stronie Istambułu nieprzebrane potoki ludzi, tłum, samochody pięć na godzinę, ale to sobie możecie przeczytać w jakimś bakpakerskim blogu, pełno tego jest. Nie lekceważę, sam korzystam, ale sam nie umiem. Mogę Wam tylko poradzić, żeby nie jechać autobusem z Kadikoy do Uskudar (pisze bez umlautów) a jeśli już to nie w południe. Potworne korki.
No i tak to jest ze mną. Trochę żyję w przeszłości a trochę się staram przestać. Tu jest zresztą idealnie do takiej mieszanki, wszystko jest zmieszane, trochę żywe i trochę umarłe.
Koty. Jak to miło, że ich tu tak dużo. Jak w Marrakeszu. Ale czy ja właściwie kiedykolwiek byłem w Marrakeszu? Nie, chyba jednak nie. To tylko maligna była, jakiś sen niezbyt mądry, zagubiony w realności. Wszystko się tylko wydawało, nie było, z gorąca, głupoty i wiary w możliwość. Jeśli więc będę Wam kiedykolwiek opowiadał o Maroku, pustyni i Jemaa el Fnaa to nie wierzcie w ani jedno moje słowo. Wszystko zmyśliłem, trochę wziąłem z Baśni z 1000 i jednej nocy a trochę z odurnienia. Wybaczcie i śpijcie spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz