poniedziałek, 4 listopada 2013

Marina Abramović i przeczucie śmierci

Pokazywałem dziś studentom "Artist is present", film który oglądałem już któryś raz z rzędu i ciągle trudno mi się na nim nie wzruszać. Nie będę go tu recenzował, nie umiem, raczej tylko po raz kolejny powtórzę, że z wielu względów warto go zobaczyć. Ma wiele warstw, niesie ileś opowieści, jest też o sile twórczej i destrukcyjnej związków miłosnych. I pięć lat mieszkania w samochodzie, cóż to jest przy czterech co jakiś czas tylko, w norze, śmiech pusty, pomyślałem sobie, bezwiednie acz niechętnie przypominając sobie to, co bardzo chcę zapomnieć. Ale też jest o tym, że ktoś Naprawdę zdarza się raz, może dwa razy w naszym życiu. Wszystko inne to raczej namiastki. Sam nie wiem, zebrało mi się dziś na sentencjonalizowanie, zły dzień, zmęczenie i dużo niedobrych myśli.
 Wieczorem świetny wykład Aleksandry Wasilkowskiej generalnie o związkach architektury i handlu ulicznego. Zdziś wysłuchał całego wykładu grzecznie, choć jak to piesek, przysypiał. Trochę rozmów w knajpie, ale jutro dużo pracy, zaraz muszę iść spać. Jużem nie tak knajpiany jak onegdaj.
 Nie piszę, aby tylko. Trochę dziś jest jak kilka miesięcy temu, kiedy kompulsywnie musiałem opisywać swój stan. Dziś bardzo poczułem swoją przemijalność, na korytarzu w szkole, gdzie pierwszy raz przechodziłem 21 lat temu z wiarą, że będzie świetnie. W jakimś sensie było, ale teraz, stojąc tam przez moment już sam, wyraźnie usłyszałem zgrzyt śmierci czekającej cierpliwie w moim wnętrzu.Przez chwilę brzmiał  bardzo wyraźnie, ale potem oddałem klucze na portierni i znowu było, jak zawsze, cicho w środku
i zwyczajnie.















A tu Zdziś słucha głosu Ziemi.

Brak komentarzy: