piątek, 29 listopada 2013

Nie da się czasem nie pisać

Już myślałem, żeby dziś nie pisać. To nie był dobry dzień i musiałbym tylko o tym. Że przypomniało się wszystko i tętno 140 na minutę i żal, złość, wściekłość nawet, wszystko naraz, w dodatku bez odreagowania. Bo trzeba robić twardą minę. Bo już nie ma przeszłości, stała się pustą przestrzenią, z której tylko Zdziś został, tak trzeba. A tu cały dzień z każdego kąta upiory dawne, stare sprawy, głupie sentymenty. Mokre oczy. Piesek niby mocno śpi, ale czujny cały czas, nagle podnosi głowę, czy aby wszystko w porządku.
 Oczy niby zamknięte, ale przez włosy nie widać, że co jakiś czas patrzy.
Piszę trochę z rozpędu, dla odreagowania, trochę na siłę, słuchałem sobie dziś Jana Gondowicza w 2, była audycja o Bruno Schulzu, pewnie w archiwum zaraz bedzie można odsłuchać, to koniecznie. Jak wiadomo, Jan Gondowicz jest gigantem, ale tu dał po prostu taki popis, że ja sobie tak myślałem uparcie - ale po co ci to pisanie, ty już sobie daj spokój, ty po prostu nie udawaj, że umiesz. I jeszcze dziś na Wyborczej krótki felieton Mariusza Szczygła i te same myśli - po co męczysz siebie i innych, kogo to obchodzi i pocotonaco komu? Przygody Zdzisia? Twoje głupie bo zawinione traumy? Przepraszam Was za nicość tego wpisu, za jego łzawość wyczuwalną, za nijakość opisywanych zdarzeń. To tylko tętno, potworna sztywność mięśni z tłumionej złości, ból po kopniętej skrzynce w nodze jeszcze teraz.
Nie opowiem Wam nic ważnego, wyleję tylko nicość własną. Wszystko dziś w środku, niewypowiedziane, poczucie niesprawiedliwości (ha ha), głupi żal. Pewnie rano nie będzie śladu.
Może więc nie trzeba było nic pisać? Może ugiąć się przed niemocą? A może jednak nie. Nie będę pisarzem, ale piszę, bo tylko tak sobie radzę ze światem i ze sobą. Ale też to nie terapia. To nieco nieostrożna próba sprawdzenia siebie starciu ze słowem. Że tak powiem.

Brak komentarzy: