Może dlatego, że muszę pisać coś innego, znów dwa dni przerwy. I nie pomaga mi Zdziś, bo jego przygody nie są jakoś oszałamiająco zabawne i ciekawe. Piesek jak piesek. Teraz chrapie w koszyku, coś tam piszczy sobie cicho.
Dziś wróciły różne rzeczy z przeszłości i nie było to miłe. W dodatku nie mam tak, że pamiętam tylko dobre fragmenty. Właśnie pamiętam same złe. Nic dobrego. Pamięć wybiórcza, selektywnie paskudna, niemądra i złośliwa. Było płaczliwie prawie i jesiennie. Dzień zapaści i śmierci wokół. Nie było przyjemnie. Trzeba jednak dawać przykład, robić pogodną twarz, żartować. W środku tylko błota trochę nieładnie pachnącego, ale na zewnątrz marsowa mina, sprężysty krok, pewność siebie. (Pamiętajcie też, że trochę Was zwodzę, że tu nie wszystko jest na poważnie.) Staram się być dobry dla świata i mieć nadzieję, że będzie dobry dla mnie.
Wieczorem telefon OD przyjaciela, dyskusja o sensie pracy i życia, i wzajemne podtrzymywanie się w wybranej drodze. Lekkie wkurwienie na opór otoczenia i niewyczuwanie naszych dobrych intencji. Bo my jesteśmy dobrzy generalnie. (w nawiasie jw.) A w każdym razie mamy dobre intencje.
Zadziwiające, jak wiele osób jest jeszcze on-line o tej porze. Rząd zielonych kropek sygnalizujących życie znajome, gdzieś tam jakieś czynności i myśli, których nigdy nie poznam naprawdę.
I cały czas przy pisaniu myśl mi się kołacze - Żeby to tylko nie była Samotność w sieci, proszę patrona blogerów, przewrotnie, jeśli jest. Zapytam księdza Dragułę, a przy okazji - w końcu mam dzięki niemu pierwsze cytowanie w prawdziwej prasie. Minęło wiele lat od ostatniego.
Żeby już tak zupełnie poważnie nie było - instrukcja obsługi z Legnicy, jakoś wzruszająca w swym braku wiary w inteligencję kierowcy. Może i słusznie.
Tor monet. Jak z wiersza bankowca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz