Trochę mam już dość pytań, jak to
było naprawdę ze Zdzisiem. Moje poprzednie wpisy na blogu,
dotyczące tej kwestii, były oczywiście jakimiś nieudolnymi
próbami maskowania problemu i złośliwych aluzji. Dziś zdecyduję się na prawdziwą
wersję, po raz kolejny dotykając spraw osobistych. Gwoli prawdy.
Bez omijania faktów. Tak było panie, tak było, jak mawiają starzy
ludzie. A potem o Arsenale.
Zdziś pojawił się w moim życiu
razem z nowym związkiem. Był pieskiem Zosi, w prezencie od
poprzedniego chłopaka. Miał być shi-tzu, ale w swojej podejrzanej
taniości (połowa ceny za rasowego) okazał się półshitzu. Przez
4 lata był ze mną lub z Zosią a czasami z nami, trochę w
Poznaniu, najczęściej w Zielonej Górze, niekiedy w Sulechowie i
kiedy wszystko się skończyło, po licznych dyskusjach,
wątpliwościach i nieco dramatycznych wydarzeniach pozostał u mnie.
Zosia, decydując się na nowy związek, zdecydowała się również
na nowego pieska, jak słyszałem. Ale Zdziś, w tym sensie, w jakim
nasza przeszłość jest ciągle z nami w formie wypartej, albo
pamiętanej, jest ciągle jej psem. W jakimś sensie, trochę, nieco. Trochę tak, jak porzucone z powodów ekonomicznych i estetycznych upośledzone dziecko w przytułku. To oczywiście nie jest dziecko, które może spajać, być kwestią życia lub
śmierci, źródłem niewyobrażalnych dramatów przy rozstaniu. To
tylko mały, śmieszny piesek, najlepszy towarzysz podróży i
najlepiej wychowany półshitzu na świecie. Zdziś the Great. Gdyby
został z nią, pewnie jakoś tam byłby niepotrzebnym w nowym
związku przypomnieniem przeszłości. Dla single mana, którym
postanowiłem zostać, jest nieodstępnym przyjacielem.
A teraz coś już nieosobistego a w
każdym razie nie w tym stopniu. Nominacja Piotra Bernatowicza na
dyrektora Arsenału jest mistrzowskim zagraniem Pana Prezydenta
Grobelnego. ODSZCZEKUJĘ! TAK, mieliście rację, bezradni moi
niestety poznańscy przyjaciele - list do Ministra KiDN był jedyną możliwością
zwrócenia uwagi na mechanizm wyboru prowadzącego instytucję. Byłem
przekonany, że Prezydent Grobelny nareszcie odsłoni karty i
nominuje Tomasza Wendlanda. O tym, że był on najważniejszym i
pewnym kandydatem na to stanowisko, wiedziałem już od ponad roku.
Wiadomo było o tym w Warszawie i mówili to prominentni
przedstawiciele naszego świata sztuki. Wszystkie namowy, aby
wystartować w konkursie zbywałem (skądinąd, może nie z tego
powodu, ale jednak słusznie, z punktu widzenia własnych sił i
koniecznego ich zaangażowania) z pełną pewnością, że to jest
konkurs na konkretnego wygranego. Można to było zrozumieć na
przykład tak: Miasto oddałoby galerię NGOsowi w osobie TW,
Mediations Biennale byłoby już imprezą miejską, odpadłyby
właściwie koszty administracyjne, bo biurem stałby się Arsenał,
choć tak naprawdę nigdy nie jest tak, jak się urzędnikom wydaje.
Jeśli chodzi o koszty. No, ale okazało się, że po wszystkich
perturbacjach i walce o instytucję, trzeba było jednak wyjść z
twarzą. I nominację dostała osoba, która dla dużej części
lokalnego środowiska jest nie do zaakceptowania. Jednakże tego
braku akceptacji nie można argumentować niechęcią do znanych
wszystkim poglądów PB. No jakby to wyglądało, nasze poglądy –
dobrze, ich poglądy – źle.
Trochę nie wiem, co myśleć.
Wywiad dla Obiegu, który z Piotrem
przeprowadził Mikołaj Iwański, nie pozostawia złudzeń, nie dość,
że kandydat jednoznacznie konformistyczny - Krytykowała
pewna cześć środowiska kulturalnego, głównie teoretyków. Czyli
część elit. A prezydent ma mocną legitymację demokratyczną,
mocniejszą od środowiska zabierającego głos w tej sprawie, które
nie było przecież wybierane w demokratycznych wyborach.,
to jeszcze nie ma pojęcia o bieżących wydarzeniach i o tym, że
akcja Marka Raczkowskiego z kupą i flagami nie była ani w
założeniu, ani w realizacji działaniem artystycznym.
http://obieg.pl/prezentacje/30181
Z jednej strony może należałoby
zaakceptować nominację i zobaczyć te wszystkie wystawy, być może
pokazujące, że zdarza się oddzielanie wyznawanej ideologii od
działań zawodowych. Chciałbym wierzyć, że tak można. Czekam
przy tym oczywiście na wystawę Andrzeja Biernackiego, bo to jest
pewny punkt programu.
Tym razem jednak muszę przyznać, że
się myliłem. List do Ministra był posunięciem o tyle dobrym, że
rozpaczliwie jedynym możliwym. Władza być może nie jest pojęciem
wrogim, jak twierdzi PB. Na pewno jednak nie jest nieomylna. Możecie
mi mówić – a nie mówiliśmy? Możecie mi mówić, widzisz, jaki
jesteś głupi?! Możecie mi mówić – po co się wymądrzasz, jak
nie wiesz?! Możecie, ja tylko posypię głowę popiołem i przyjmę
wszystkie zarzuty – uwierzyłem bowiem w kompetencje władzy – a
ona jest jedynie pragmatyczna i chce zachować status quo i twarz - i tyle.
Zdjęcie na FB z wystawy w BWA Sokół w Nowym Sączu - Z. na tle pracy Olafa Brzeskiego
Zdjęcie na FB z wystawy w BWA Sokół w Nowym Sączu - Z. na tle pracy Olafa Brzeskiego
3 komentarze:
To ja się na "błoto" nawet wybiorę do Arsenału, chociaż to 8 godzin w pociągu...
Wojtku, pojedziemy razem, ja mam bliżej, ale i tak czego się nie robi dla dobrej i pouczającej zabawy.
OK, tym bardziej się wybiorę :)
Prześlij komentarz