sobota, 26 października 2013

Cała nareszcie prawda o Zdzisiu i ODSZCZEKUJĘ poznańskie zarzuty


Trochę mam już dość pytań, jak to było naprawdę ze Zdzisiem. Moje poprzednie wpisy na blogu, dotyczące tej kwestii, były oczywiście jakimiś nieudolnymi próbami maskowania problemu i złośliwych aluzji. Dziś zdecyduję się na prawdziwą wersję, po raz kolejny dotykając spraw osobistych. Gwoli prawdy. Bez omijania faktów. Tak było panie, tak było, jak mawiają starzy ludzie. A potem o Arsenale.
Zdziś pojawił się w moim życiu razem z nowym związkiem. Był pieskiem Zosi, w prezencie od poprzedniego chłopaka. Miał być shi-tzu, ale w swojej podejrzanej taniości (połowa ceny za rasowego) okazał się półshitzu. Przez 4 lata był ze mną lub z Zosią a czasami z nami, trochę w Poznaniu, najczęściej w Zielonej Górze, niekiedy w Sulechowie i kiedy wszystko się skończyło, po licznych dyskusjach, wątpliwościach i nieco dramatycznych wydarzeniach pozostał u mnie. Zosia, decydując się na nowy związek, zdecydowała się również na nowego pieska, jak słyszałem. Ale Zdziś, w tym sensie, w jakim nasza przeszłość jest ciągle z nami w formie wypartej, albo pamiętanej, jest ciągle jej psem. W jakimś sensie, trochę, nieco. Trochę tak, jak porzucone z powodów ekonomicznych i estetycznych upośledzone dziecko w przytułku. To oczywiście nie jest dziecko, które może spajać, być kwestią życia lub śmierci, źródłem niewyobrażalnych dramatów przy rozstaniu. To tylko mały, śmieszny piesek, najlepszy towarzysz podróży i najlepiej wychowany półshitzu na świecie. Zdziś the Great. Gdyby został z nią, pewnie jakoś tam byłby niepotrzebnym w nowym związku przypomnieniem przeszłości. Dla single mana, którym postanowiłem zostać, jest nieodstępnym przyjacielem.
A teraz coś już nieosobistego a w każdym razie nie w tym stopniu. Nominacja Piotra Bernatowicza na dyrektora Arsenału jest mistrzowskim zagraniem Pana Prezydenta Grobelnego. ODSZCZEKUJĘ! TAK, mieliście rację, bezradni moi niestety poznańscy przyjaciele - list do Ministra KiDN był jedyną możliwością zwrócenia uwagi na mechanizm wyboru prowadzącego instytucję. Byłem przekonany, że Prezydent Grobelny nareszcie odsłoni karty i nominuje Tomasza Wendlanda. O tym, że był on najważniejszym i pewnym kandydatem na to stanowisko, wiedziałem już od ponad roku. Wiadomo było o tym w Warszawie i mówili to prominentni przedstawiciele naszego świata sztuki. Wszystkie namowy, aby wystartować w konkursie zbywałem (skądinąd, może nie z tego powodu, ale jednak słusznie, z punktu widzenia własnych sił i koniecznego ich zaangażowania) z pełną pewnością, że to jest konkurs na konkretnego wygranego. Można to było zrozumieć na przykład tak: Miasto oddałoby galerię NGOsowi w osobie TW, Mediations Biennale byłoby już imprezą miejską, odpadłyby właściwie koszty administracyjne, bo biurem stałby się Arsenał, choć tak naprawdę nigdy nie jest tak, jak się urzędnikom wydaje. Jeśli chodzi o koszty. No, ale okazało się, że po wszystkich perturbacjach i walce o instytucję, trzeba było jednak wyjść z twarzą. I nominację dostała osoba, która dla dużej części lokalnego środowiska jest nie do zaakceptowania. Jednakże tego braku akceptacji nie można argumentować niechęcią do znanych wszystkim poglądów PB. No jakby to wyglądało, nasze poglądy – dobrze, ich poglądy – źle.
Trochę nie wiem, co myśleć.
Wywiad dla Obiegu, który z Piotrem przeprowadził Mikołaj Iwański, nie pozostawia złudzeń, nie dość, że kandydat jednoznacznie konformistyczny - Krytykowała pewna cześć środowiska kulturalnego, głównie teoretyków. Czyli część elit. A prezydent ma mocną legitymację demokratyczną, mocniejszą od środowiska zabierającego głos w tej sprawie, które nie było przecież wybierane w demokratycznych wyborach., to jeszcze nie ma pojęcia o bieżących wydarzeniach i o tym, że akcja Marka Raczkowskiego z kupą i flagami nie była ani w założeniu, ani w realizacji działaniem artystycznym. http://obieg.pl/prezentacje/30181
Z jednej strony może należałoby zaakceptować nominację i zobaczyć te wszystkie wystawy, być może pokazujące, że zdarza się oddzielanie wyznawanej ideologii od działań zawodowych. Chciałbym wierzyć, że tak można. Czekam przy tym oczywiście na wystawę Andrzeja Biernackiego, bo to jest pewny punkt programu.

Tym razem jednak muszę przyznać, że się myliłem. List do Ministra był posunięciem o tyle dobrym, że rozpaczliwie jedynym możliwym. Władza być może nie jest pojęciem wrogim, jak twierdzi PB. Na pewno jednak nie jest nieomylna. Możecie mi mówić – a nie mówiliśmy? Możecie mi mówić, widzisz, jaki jesteś głupi?! Możecie mi mówić – po co się wymądrzasz, jak nie wiesz?! Możecie, ja tylko posypię głowę popiołem i przyjmę wszystkie zarzuty – uwierzyłem bowiem w kompetencje władzy – a ona jest jedynie pragmatyczna i chce zachować status quo i twarz - i tyle.
Zdjęcie na FB z wystawy w BWA Sokół w Nowym Sączu - Z. na tle pracy Olafa Brzeskiego

3 komentarze:

Wojtek Wilczyk pisze...

To ja się na "błoto" nawet wybiorę do Arsenału, chociaż to 8 godzin w pociągu...

Zwykły dyrektor galerii pisze...

Wojtku, pojedziemy razem, ja mam bliżej, ale i tak czego się nie robi dla dobrej i pouczającej zabawy.

Wojtek Wilczyk pisze...

OK, tym bardziej się wybiorę :)