poniedziałek, 28 października 2013

Odpowiedzialność i drżenie

Im częściej słyszę, że to tutaj czytacie, tym bardziej się denerwuję, żeby Was nie rozczarować nudą, powtarzalnością i koniecznością pisania. Narzucona regularność może być męcząca i dla was i dla mnie. Czasem jest we mnie pustka niewypełnialna, nieruchoma i nieopisywalna. No ale po co komu właściwie ta wiedza...
Nie jest w żaden sposób przydatna ani nawet zabawna. Jest jakimś tam mniej lub bardziej tarzaniem się
w sentymentach. Jak to zdjęcie dziś zrobione w drodze z Wrocławia.















Trudne do opisania zjawisko zachwytu nad naturą, ale jednak jakaś żenada w tym odczuwalna. Poczucie nieadekwatności słów a jednocześnie w ogóle poczucie nieadekwatności do świata. Niechęci do dalszego ciągu. Do zrobienia jeszcze raz czegoś, co nikomu i tak nie będzie potrzebne. Nikomu łącznie ze mną. Jasne, że każdego tak nachodzi czasem, niekonieczność, niewartość czasu, czynności, niczego.
 A z drugiej strony ta nasza zabawna i przerażająca  jednocześnie świadomość, z tą swoją unikalnością i głębokim przekonaniem o byciu wieczną. Odrobina ołowiu, tona blachy, kilka kropel krwi w mózgu, elektrowóz i jeszcze setki innych powodów, weryfikują to przekonanie radykalnie. A jednak ciągle paniczne próby przejścia do historii, walka o aeternitatis, tak, kiedyś to rozumiałem, że trzeba za wszelką cenę. A teraz już nie. Jest ileś rzeczy, których nie zaznam, nie zrobię, nie zacznę, no i nie skończę. Ale ich nie wymienię, bo kto wie :)
 Późnym wieczorem bardzo miła rozmowa z Markiem, o różnych mniej i bardziej ważnych kwestiach. Często rozmawiamy i cieszę się z tego bardzo, że potrafimy ciągle bez problemu. Jest jakaś uspakajająca stabilność w tej stałości jego obecności w moim życiu. I to jeszcze paru przyjaciół z dawnych czasów dotyczy. I jak widzicie, nie potrafię o tym pisać po prostu, sztuczne, oporne słowa, bez nośności żadnej, z drewna sosnowego, tylko drzazgi i pęknięcia w najmniej spodziewanych momentach.
 Nie wiem, czy pisać o konkursie Gepperta. Jeśli mi się uda dłuższy tekst na poważnie, to tutaj nie, ale jeśli nie wyjdzie, to jeszcze napiszę. A na razie Zdziś w aranżacji na swój wzrost, co bardzo mi się podoba. Niewielkie wnętrze z obrazami Magdaleny Leśniak "Scenografia codzienna".















Ornette Coleman na Spotifaju. Miałem być na jego koncercie we Wrocławiu. Wtedy był to syndrom, że coś bardzo jest nie tak. Sam. Wprawdzie odwołali, ale jednak. Sam. Nie wolno było samemu. Trzeba z. Zawsze z.
Umarła Pani Anna Tokarska. Dawno jej nie widziałem, a teraz nie zobaczę nigdy. Zawsze się uśmiechała, choć pewnie nie zawsze miała powody. Jak teraz sobie o tym myślę, to dociera do mnie mocno, jak wszyscy, choćby nie wiem jak bardzo otoczeni bliźnimi, jesteśmy samotni.

Brak komentarzy: