wtorek, 8 października 2013

Dzień któryś już

Spośród wielu blogów, które sobie ceniłem, najbardziej lubiłem te często aktualizowane. Być może dlatego staram się pisać codziennie, choć oczywiście zobowiązanie, które podjąłem na początku nadal obowiązuje. Problem w tym, że rzadko kiedy ma się coś do powiedzenia naprawdę. To domena jednostek wybitnych. Ja mogę co najwyżej opowiedzieć o swoim nie nazbyt pasjonującym dniu. Choć szczerze mówiąc, każdy dzień, jeśli traktować go poważnie, może być pasjonujący. Znowu tu będzie paolokoelizm, oszizm i sondrorayizm naraz, ale największy wysiłek to nauczyć się przeżywać życie w pełni świadomie i cały czas ze świadomością niedwracalności czasu. Nigdy właściwie się tego nie nauczyłem. Ale to nie powód, żeby ktoś kto mnie wcale nie zna, wytykał mi to, nawet jeśli mówił to tylko komuś bliskimi. Niech spada! Nie jest lepszy ode mnie, to pewne.
Ponosi mnie czasem i musicie mi wybaczyć. Musiałbym być z kwasoodpornej stali, by znieść te plagi. Nie ponoszę i puszcza, ale uczę się przecież kierować emocjami.
Piękny dzień, który też trzeba zapamiętać, by się potem nie dziwić, niepamięci, zapomnieniu, czyjemuś bólowi. Słońce i coraz czerwieńsze liście i coraz mnie ludzi, jakby jednak anabioza miała tu miejsce.
Jutro zabieramy się za wystawę Przemka. Będzie fajnie w piątek, przyjdźcie, jeśli możecie.
Nie robię już dziś korekty. Jutro. Dobranoc

Brak komentarzy: