wtorek, 1 października 2013

Nocny portier raz jeszcze - KMH

Turystyka kulturalna zawsze wydawała mi się czymś głupim. Trasy po miejscach przygód bohaterów książek Stiega Larsona albo poszukiwania domu, w którym mieszkała Sylvia Plath to najoględniej mówiąc czynności bezsensowne. Co mianowicie chcemy tam zobaczyć? Zwłaszcza bez znajomości prawdziwego kontekstu? Na chwilę poczuć się naszymi ulubionymi postaciami? Wejść w ich skórę poprzez okoliczny pejzaż? Co właściwie możemy tu zrozumieć? Lepiej odebrać przesłania i sens utworów? No way, jak się to mówi. Jedyne jest usprawiedliwienie – wspólnota odbioru i radość bycia razem gdziekolwiek – niech będzie też w poszukiwaniu Fitzroy Road 23. Dlaczego nie umiemy doceniać tego, co mamy? Bośmy głupi.
Dygresja – piszę to w pociągu drogim, jak samolot, ale bez Internetu. No tak, w samolocie też go nie ma, ale tam przynajmniej wiem, czemu. W dodatku pasażer obok słucha jakiegoś walca Straussa. Chyba po pobycie w Wiedniu taka skomplikowana reminiscencja. Dobra, nie jestem lepszy – postanowiłem zobaczyć Karl - Marx – Hof. Nie będę opisywał, co to za miejsce, bo zasadniczo TNDW (To Należy Do Wykształcenia). Ten budynek, czy może raczej gmaszysko, czy raczej może po prostu wielki dom dla ludzi pracy, był ważnym miejscem zdarzeń w Nocnym Portierze Liliany Cavani. Był tam miejscem azylu, uwięzienia, nie przez przypadek chyba główny bohater (choć raczej współgłówny bohater z główną bohaterką jednak) mieszkał właśnie tam. Nie podejmuję się tu zrozumieć tropu scenariuszowego, znaczeń może być wiele, a może po prostu dobrze się filmował. Pamięta się go z filmu, jest przytłaczający i ze zewnątrz i wewnątrz, przynajmniej tak go pamiętam. Nie mogę go oglądnąć raz jeszcze, choć wszystkim polecam.

Dom jest olbrzymi, cały właściwie mieszkalny, bardzo nieliczne szyldy lekarzy czy prawników. Kilka na kilkuset metrach. Sklepy z drugiej niż metro strony. I, co niespodzianka, ogródki działkowe blisko. Mała przestrzeń, ale są. Jak ja nie potrafię opisywać, jak to się wymyka słowom. Pamiętałem tylko, że był bardzo konkretny powód bycia tam. Ale się nie udało.Więcej zdjęć jeszcze będzie, bo mam nadzieję, że zostawiając aparat na łąwce, zabrałem z niego przedtem kartę. Chyba. Niedługo się okaże, a na razie z telefonu.
Na tę czapkę patrzę często.















Brak komentarzy: