niedziela, 20 października 2013

Colin Firth w Kłaczynie

Napisać bym chciał dziś bardzo dużo, aleć mnie przyjaciel mój zastopować próbował w moim szale blogowym, mówiąc o ekshibicjonizmie nadmiernym i niechętnie się odnosząc do formy samej. Trudno.
Jak to mówią, Amicus Plato etc. Lubię to już bezdystansowo i nie wiem, co by się musiało zdarzyć, żebym przestał. Co najwyżej obiecam już Wam wszystkim, że nie będzie osobistych wtrętów, a przynajmniej nie za dużo. To prawda, nie da się nic zwojować blogiem, tylko czyny.
 Wyprawa do Wałbrzycha na Na Boga! udana, jak to się mówi, w stu procentach. Był to mój trzeci wyjazd do W. do teatru, zawsze jakieś złe przypadki się tu przytrafiały. Tym razem doskonałe nic. Tyle, że podróżowanie ze Zdzisiem, oprócz samych właściwie zalet, ma dwie wady, właściwie niezbyt dokuczliwe. Jedna jest łatwa w niwelacji - jeśli Z. zepsuje powietrze, można po prostu otworzyć okno. Druga jest nieco gorsza, moje zachwyty nad krajobrazem, kolorami, miejscowościami, piesek kwituje wzrokiem, który równie dobrze mówi - fajnie, albo - daj spokój. Niestety, trudno wywnioskować, co w danym momencie myśli naprawdę. Tylko jak wrzucam kolejną płytę BH, opuszcza głowę bezradnie i tu prawie go słyszę - ZNOWU, ja już nie mogę! Tak więc przesuwałem się jak Single Man przez Śląsk właściwie (no już widzę Colina Firtha i Toma Forda, jak kupują bułki gdzieś powiedzmy w miejscowości Kłaczyna, skądinąd pięknej), tak się czułem, single ale jakoś fajny :) No bredzę, ale widoki po drodze mnie odmóżdżały nieco, fotografowałem w obie strony w biegu z samochodu. Zdjęcia z auta są oczywiście zawsze tak samo złe, niebezpieczne jest samo robienie, nie uważam na drogę, zawsze mówię, że to już ostatni raz.
































Marcin Liber znów zrobił świetny spektakl. OK, nie jestem ani obiektywny, ani żaden ze mnie znawca. Jestem zapalonym amatorem, ciągle wierzącym w moc teatru (umówmy się, to wiara dziecka), ciągle słabo odróżniającym co jest naprawdę, co na niby. Ale akurat tutaj jest dużo pytań, nieoczywistości, braku doktrynerstwa i jednoznaczności. Nie będę recenzował, ale radość obcowania z myśleniem jest przez 3 godziny nie do przecenienia i nieodparta. Bóg Ojciec i prawieżul z namiotu w jednym to jedno z najmocniejszych zestawień i to w sensie teologicznym również. I poszukiwanie Boga jako czynność naprawdę poważna. Coś, co mi trudno zrozumieć, co jednak szanuję i jeśli jest naprawdę, to podziwiam.
 I, być może najważniejsza rzecz tego dnia. Udało mi się, nareszcie, po latach powtarzania - muszę to zrobić. Sfotografowałem człowieka z opon, w miejscowości Borów na trasie między Polkowicami a ZG. A przed chwilą zobaczyłem, że on jest  w GStreet View  i nic już nie będzie tak, jak dawniej. Ale zatrzymałem się, z lekkim poślizgiem, stanąłem na awaryjnym i cyknąłem fotę, wymarzoną od lat. Muszę, przepraszam
.














Pamiętam czasy, kiedy głowę miał dumnie wzniesioną. Przez parę ostatnich lat, ze 4, opadała mu powoli a teraz już opadła całkiem. Jest smutny a może nawet umarł i tylko stoi, na niby żyjąc. Jakoś go lubię, nawet nie jakoś, po prostu budzi moje słodkie i niebyłe wspomnienia, może sny tylko. Choć pewnie Filip Springer by go chętnie podpalił.
 Przy okazji zastanawiałem się ostatnio nad jego książką i całym tym nagłym przebudzeniem medialnym przy jej okazji . Jest świetna, jak mówiłem już ze sto razy, przeczytałem ją jak kryminał, jednym tchem, jednego wieczora. Ale czasem myślę sobie, że ortodoksja w każdej postaci może szkodzić. I chyba rozumiem, co kierowało Andrzejem Stasiukiem, gdy pisał posłowie do "Wanny z kolumnadą". Chciał zmiękczyć tę ortodoksję. Nadać temu jednak ludzki wymiar, bowiem Filip bywa modernistycznie bezlitosny. A tu z Berlina, na słupie, a propos nielegalnej reklamy zewnętrznej.
















To chyba już wszystko na dziś.
Nie wspomniałem tu ani słowem o śmierci Edmunda Niziurskiego. Kto nie czytał "Siódmego wtajemniczenia", powinien to zrobić, bo to najlepsza polska powieść inicjacyjna a przy okazji polityczne sci-fi, oraz głos w dyskusji o śląskości. Znajdziecie w bibliotece, oddział dla dzieci i młodzieży, bez sensu.

Brak komentarzy: