Doniesiono mi, że niektórzy z Was martwią się o moje zdrowie psychiczne. Mówiąc wprost, pytacie, czy aby nie zwariowałem? Otóż, mili moi, absolutnie nie. Czy naprawdę nikt z Was nigdy nie próbował przynajmniej walczyć o odzyskanie równowagi po zepsutym przez siebie a ważnym związku? Czy nigdy nie próbowaliście wołać o zrozumienie i próbować dawać do zrozumienia, że już jesteście inni, że wszystko będzie inaczej, że już wiecie, co było źle? Nawet, jeśli tego nie robiliście, to zrozumcie, że nie są to objawy chorobowe. To normalne zupełnie. Tak bywa, nawet jeśli jesteście zimni i brak Wam empatii, to chociaż przyjmijcie do wiadomości, że to się zdarza. Jasne, żaden znany mi dyrektor nie będzie pisał takich rzeczy. Myślę jednak, że niejeden by chciał. Czy to oznacza, że prowadzona przeze mnie instytucja coś traci? Sądzę, że wręcz przeciwnie, okazuje się, że nawet INSTYTUCJA może mieć ludzką twarz. Zbolałą, ale zdrową twarz. A jak macie wątpliwości, to zapytajcie księgowej, czy wszystko OK. Obowiązki wypełniam jak zawsze. Galeria działa i raczej dobrze. Jakieś wątpliwości?
Bardziej szaleni ode mnie wydają mi się poznańscy sygnatariusze listu do ministra Zdrojewskiego, żądający odeń wywarcia nacisku na prezydenta Grobelnego, aby bezwzględnie ogłosił jednak konkurs na dyrektora galerii Arsenał. Wielu z nich znam, bardzo cenię ich dorobek i działalność a jednak z przerażeniem i niedowierzaniem czytam tekst, którego samo zaistnienie wydaje mi się zupełnym brakiem, no może nie rozumu, ale po prostu umiejętności społecznych.
Rozumiem przy tym, że konflikt na linii władze miejskie - poznańscy ludzie kultury jest już nierozwiązywalny. Zaszedł na skraj. Jasne, z tego punktu widzenia nic już się nie da zrobić. Albo on, albo oni. Tak to brzmi. Jak sobie poukładać fakty, to nie trzeba być mistrzem intrygi, żeby wiedzieć, co należy zrobić. A należało poczekać. POCZEKAĆ. Zobaczyć, kto naprawdę jest kandydatem prezydenta i dopiero wtedy uruchomić naciski i procedury. Z ustawy jasno wynika (art.16 pkt 3a), że Minister ma 30 dni na rozpatrzenie prośby organizatora na powołanie dyrektora bez konkursu. Skąd przy tym szanowni sygnatariusze wiedzą, że prezydent nie chciałby mianować na to stanowisko kogoś, kto dawałby gwarancję jakości? Teraz, to się już raczej nie dowiedzą, a jeśli nawet, to bez pewności, że to jest ten pierwotny wybór. Nie wiem i nawet nie próbuję się domyślać, co kierowało autorami listu. Dobre intencje to jak wszyscy dobrze wiemy, kostka Bauma w piekle. Nie są argumentem, zwłaszcza w takich wypadkach.
Prezydentowi raczej nie uwierzą już nigdy. Rozumiem ich dobrze, są i byli lekceważeni, bowiem większość z nich nie kopnie piłki zbyt daleko, o skandowaniu Lech mistrzem Polski jest nie mówiąc. Co w oczach prezydenta raczej ich przekreśla jako partnerów do rozmowy. Żart, ale nie bezpodstawny. Jednocześnie warto docenić, że nie upierał się do końca przy swoim niedorzecznym pomyśle. Potrafił się z niego wycofać, ryzykując utratę twarzy, z chińska rzecz ujmując. Jednocześnie postanowił utrzymać wizerunek władcy, forsując ideę powołania. Powtarzam, wystarczyło trochę poczekać, przetrzymać, przekonać się, o kogo naprawdę chodziło w całej tej historii i wtedy dopiero zaatakować. To podstawy. Elementarz. Nie trzeba być wielkim strategiem, żeby takie rzeczy wiedzieć. Tak, obrona miała tu wyprzedzić atak, ale jak na razie to prezydent jest w defensywie. A autorom listu wydaje się przy tym, że konkurs jest gwarancją wyboru najlepszego kandydata. Nie jest. Przykładów mamy tyle, że nie wypada nawet ich przytaczać, bo je doskonale znacie. Konkurs jest wypadkową aktualnej sytuacji, siły różnych lobbingów, przypadku. Jest złudnym pozorem demokracji, nie będącym gwarancją niczego. Przypominając Ministrowi szczegóły ustawy, którą sam podpisywał, daje się przy okazji popis zadufania i lekceważenia jego wiedzy. W sensie sposobu prowadzenia dyskusji i sporu oraz próby przeforsowania swoich racji to najgorszy tekst, w najgorszym momencie, jaki sobie można wyobrazić.
Wybaczcie poznańscy przyjaciele, to był bardzo zły pomysł. Nie w porę. Bez sensu. Szkodliwy.
Szkoda, bo już nic się nie da zrobić. Piłka w grze, faul za faulem a sędzia dowiedział się od Was, że nie wie, co to spalony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz