Po ostatnim blogowym wpisie moje ego spuchło niepokojąco. Otrzymałem bardzo pozytywne potwierdzenia moich intuicji i wyrazy różne, w tym uznania. Cieszę się z bycia czytanym, nawet jeśli moje motywacje w tym pisaniu bardzo osobiste. Choć od jakiegoś czasu, jak widzicie, staram się unikać intymnych wyznań, to i tak ten blog to auto da fe. Nieco przynajmniej, o ile to może być nieco :)
Nie będzie dziś nic. Raczej niewyspanie i trochę obaw, że nie zdążę ze wszystkim. Choć ciekawe, czy przychodzi taki moment - oto załatwiłem ostatnią sprawę. Już koniec. Od teraz tylko życie własne. Ciekawe.
Pod tekstem Igora na KP mój post jedynie z linkiem do bloga zresztą. Co stanowi smutne potwierdzenie moich tez. Igor jest bardzo miłym człowiekiem i smutno mi czasem, że muszę być w takiej sytuacji niemiły i upierdliwy. No, ale się inaczej nie da. Czasami puszcza.
Wolałbym dziś coś konkretnego wam opisać z życia, lekturę jakąś przytoczyć, mądrym słowem olśnić. A tylko mi popiół na głowę przychodzi do tejże i wycie z cicha. Trochę żart, zawyć z cicha to z jakiejś lektury zabawnej, ale nie przypomnę sobie teraz.
Jutro otwieramy wystawę Przemka Mateckiego, regularną, klasyczną wystawę dobrego malarstwa. Trochę ją nawet poustawiałem z przyjemnością, jak dawno nie.Pamiętam przy tym dyplom Przemka na sali głównej, duży i na tyle spektakularny, że nagle wszyscy się zdziwili - oto mamy malarza prawdziwego, ojej a to ci dopiero. Potem się już potoczyło a ja jednak zawsze pamiętam tę i jeszcze wcześniejszą wystawę w śp. Bohomazie i wiarę Primena, że to jest na pewno to, co chce robić i tylko to.
Krótko dziś, jutro bardzo intensywnie i życzę Wam dużo wiary, miłości i nadziei i dbajcie o tych, którzy Was kochają, proszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz