Drugi program Polskiego Radia to jedyna rozgłośnia, której słucham dla przyjemności. Z obowiązku i patriotyzmu słucham lokalnych, nie obrażajcie się koledzy. Na Dwójce jest mnóstwo świetnej muzyki, transmisje całych koncertów, oper, długie rozmowy z fachowcami i dobre powieści w odcinkach. W dodatku, jak się jedzie do Berlina, słychać ją prawie do rogatek, przerywają ją niekiedy jedynie komunikaty o utrudnieniach w ruchu, a nie jak u nas RM. Lubię, szczególnie na długich trasach całe sety klasyki, niczym nie przerywanej, z fachowym najczęściej komentarzem.
Czasem jednak nie mogę wyjść z podziwu nad poziomem koturnowości, osiąganym niekiedy przez przypadek a niekiedy z założenia, prawdopodobnie z myślą o stwarzaniu atmosfery obcowania z tzw. kulturą wyższą. No jasne, gdy tak sobie czasem w pekaesie posłuchamy radia zet albo innego eremefu, to zaraz zatęsknimy za najbardziej nawet napuszonym komentarzem z dwójki. Ale nie ma już, drodzy moi, naiwni radiowcy, czegoś takiego, jak większa ważność Waszej muzyki klasycznej, Waszego folkloru z Gambii, Waszej muzyki współczesnej. Więcej, jak napisał kiedyś Ziggi Stardust (nie ten, tylko ten z Kożuchowa, w książce Szajba, której i tak nie znacie): "Zapytajcie Dżingis Chana, zapytajcie Mussoliniego, zapytajcie Gorbaczowa, czy lubią SEX PISTOLS! Odpowiedzą wam jedno: NIE! Być może nigdy ich nawet nie słyszeli. ALE KAŻDY Z NICH SŁUCHAŁ "TEDEUM" PENDERECKIEGO!"
Sobie myślę, że zabić i odstraszyć może Mirosław Baka, cytujący fragment powieści Stasiuka głosem łudząco przypominającym słyszanego chwilę wcześniej Konrada Drzewieckiego (cenię i doceniam, chodzi o specyfikę mówienia słowa Mistrzu). Jakby chciał wcielić w życie porady udzielane przez pewnego realizatora dźwięku aktorce skarżącej się na niezrozumiałość tekstu wiersza, który miała nagrywać. Brzmiało to mniej więcej tak: Proszę co jakiś czas zawieszać głos w środku wersu i mówić nieco niżej niż normalnie. Każdy tekst słychać wtedy, jak doskonale przemyślany.
Czepiam się. Wiem, że nie mogą rapować. Ale jeśli chcą dotrzeć do nowego odbiorcy z przekazem, że to co zapodają, jest dobre, to muszą to nieco przemyśleć. Jak.
Sam mam z tym problemy. Sam czasem nie wiem, jak. W ubiegłą sobotę z Ha!Artem robiliśmy promocję książki Big Dick Wojciecha Bruszewskiego. Była Małgorzata Kamińska-Bruszewska i 10 osób na widowni a mi było wstyd i głupio, że nie umiałem powiedzieć moim współobywatelom, studentom, przyjaciołom, że to ciekawe. Że Wojtek swoją sztuką wyprzedzał czas, że był innowatywnym, ale też ironicznym bardzo ważnym artystą, że warto posłuchać osoby, która spędziła z nim wiele lat. Że warto zobaczyć tę książkę i może przynajmniej ją przewertować.
To chociaż tu sięgnijcie: www.voytek.com.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz